Małe dranie

Data: 16.06.2019

Gdyby musical nie był już wystarczająco szalony w swojej ekscentryczności i utopijności, w opieraniu się tyranii realizmu! A tu jeszcze Alan Parker przed debiutem fabularnym mówi: „chcę zrobić musical gangsterski, w którym rolę gangsterów i klubowych tancerek przejmą dzieciaki!”. Potem dodaje jeszcze: „a gdyby tak zamiast nabojów amunicję stanowiła… bita śmietana?”. W roku 1976 ziszcza się marzenie reżysera: na ekrany wchodzi „Bugsy Malone”.

Przebojowe dzieło Parkera, gdy o nim po prostu pomyśleć, wydaje się świetnym pomysłem na familijny film. Nic bardziej mylnego — oglądanie świata prohibicji, w którym alkohol zostaje zastąpiony produkowanym przez gangsterów „specjałem”, a kuso ubrane dziewczynki występują na scenie w roli chorus girls musi nieść ze sobą ryzyko przekroczenia granic. Parkerowi udaje się jednak zachować przyzwoitość i wyeksponować soczystą zabawę, jaką niesie ze sobą ten prosty, ale wywrotowy pomysł.

Na ekranie oglądamy Jodie Foster, która jest prawdziwą „kobietką fatalną”: jako zalotna Tallulah (w sposób dziewczęcy, ale też trochę zmysłowy) zachęca by spędzać z nią czas, podrywa zakochanego w innej dziewczynie Bugsy’ego (Scott Baio), załatwia sprawy dla swojego szefa, Grubego Sama.

Ten ostatni grany jest przez niejakiego Johna Cassisiego — prawdziwą petardę! Jako przaśny Amerykanin o włoskich korzeniach ten dzieciak dostarcza czystej, nieokiełznanej jakimikolwiek zasadami ekspresji.

Wydaje mi się, że interpretacja gangsterskiego świata przez małoletnich aktorów jest jedną z najmocniejszych zalet tego filmu. Świeżość, jaka płynie z ekranu, gdy grupa krnąbnych dzieciaków wciela film gangsterski (któremu bliżej do „Małego Cezara” niż do „Ojca chrzestnego”), czuć nawet dzisiaj. Pamiętacie „Klan urwisów”? Tę radochę, tę nieskrywaną sympatię dla bohaterów i bohaterek, to poczucie, że ktoś zrobił, ot tak, fajny film o dzieciakach? To coś w ten deseń.

Poza tym Parker totalnie rozumie, że film z dziecięcą obsadą to nie jest — wbrew pozorom — bułka z masłem (albo ciastko ze śmietaną). Akcja jest wartka, casting doskonały, scenografia dostosowana do wzrostu aktorów i aktorek, a utwory — na czele z „My Name Is Tallulah”, „Tomorrow” i „You Give a Little Love” — wyborne. Bugsy może robi zwyczajnie „to i tamto”, jak przeciętny małoletni gangster, ale Parker zrobił po prostu znakomity film.

Powrót