Scope100 | „Czerwony żółw”

Data: 14.12.2016

Początek „Czerwonego żółwia” nie sili się na oryginalność. Oto poznajemy kolejne wcielenie Robinsona Crusoe, wyrzuconego na dziewiczą wyspę, którą zamieszkuje tylko kilka gatunków zwierząt. Natura wydaje się mu nie sprzyjać, a mężczyzna czuje się pozostawiony samemu sobie. W pewnym momencie ujawnia się jednak jej metafizyczny charakter, który pozostaje nam tylko zaakceptować. Ziarnistość obrazu sprzyja tej wizji – piaszczystość plaż i muliste otchłanie głębokich wód pięknie się prezentują i w jakimś sensie sugerują nieprzejrzystość, nietransparentność wyborów, których ta natura dokonuje, a którym poddany jest człowiek. Przy całym zniuansowaniu obrazu wyspy (który wydaje się pozornie mieć niewiele do zaoferowania, bo skąd – można by zapytać – skoro przestrzeń jest bardzo ograniczona), pojawia się problem dość banalnych refleksji na temat samotności i bezsilności, wspomaganych jeszcze przez brak języka. To gesty i ruch mają być nośnikiem emocji, nie słowo, ale o ile natura jest, nomen omen z natury, „niema” i potrafi wyrażać się wizualnie, to w sytuacji przedstawiania relacji, jakie łączą jedynych na wyspie ludzi, widz rozkłada ręce – większość tego, co zrozumie, wydaje się wtórne, gesty niezrozumiałe, a znaczenia ulotne. To wszystko sprawia, że z większą ciekawością spoglądałam na dreptające kraby i zwinne kijanki niż na bohaterów.

Ocena: 3,5/6

„Czerwony żółw”, reż. Michael Dudok de Wit, FR/JP 2016, 80′

Powrót