Testosteron w natarciu – recenzja filmu „Baby bump”

Data: 05.08.2016

Okres dorastania to jeden z najbardziej wdzięcznych tematów filmowych. Stąd popularność dzieł spod znaku coming of age, czyli „wchodzenia w dorosłość”. Do ich głównych tematów można zaliczyć m.in. rodzącą się seksualność czy odpowiedzialność za własne czyny.

Zazwyczaj wszystkie te kwestie pokazane są delikatnie, a pożegnanie dziecięcej niewinności ma wymiar niezwykle sentymentalny – wszak filmy realizują przecież dorośli, którzy subtelnie pielęgnują wykreowany przez kulturę wizerunek dziecka. Kuba Czekaj, reżyser „Baby bump”, wybrał jednak zupełnie inną drogę – jego pełnometrażowy debiut pełen jest wrzasków, przekleństw i płynów ustrojowych.

fot. materiały prasowe

fot. materiały prasowe

Mickey House (Kacper Olszewski) mieszka z opiekuńczą mamą (Agnieszka Podsiadlik) i chodzi do szkoły jak każdy jego rówieśnik. Przeżywa jednak katusze, bo do głosu zaczynają dochodzić hormony. Wyjście z dziecięcej rzeczywistości w kolorze plastikowego różu ku prawdziwym problemom dorosłego świata, takim jak nielegalny handel moczem, jest dla chłopca niezwykle intensywnym przeżyciem. Nie pomagają mu w tym ani jego rodzicielka, każdego dnia karmiąca Mickeya jajkami i bananami (które urastają w filmie do rangi symbolu), ani szkolni znajomi, równie mocno przeżywający okres adolescencji. Tym bardziej nie pomaga głos w jego głowie, wciąż przekazujący silne bodźce w sposób tak nachalny, że chłopak nie może się od niego uwolnić.

Problematyczne relacje chłopca z matką przedstawione zostały z iście freudowskim polotem. Mickey zaczyna bowiem postrzegać  ją jako obiekt seksualny – widzi jej biust i falujące w rytmie maszyny do ćwiczeń pośladki, dostrzegając nagle, że jest ona atrakcyjną kobietą. Samotną i wolną w dodatku, ma więc kilku adoratorów, którym chłopiec przypisuje stereotypowo samcze, zwierzęce cechy i nie pozwala im się zbliżyć do matki – mimo że odczuwa do niej wstręt, który budzi w nim lęk i niepokój. Jej z kolei brakuje odwagi w wychowaniu syna, któremu nie pozostawia wyboru, jakim mężczyzną chce być. Chroni go pancerzem opiekuńczości i nie pozwala na transformację Mickeya z chłopca w nastolatka.

Wizualna strona filmu jest nie mniej wyrazista od jego treści. Kuba Czekaj nie daje nam chwili odpoczynku i bombarduje nas wszystkim, czego wolelibyśmy nie widzieć: zbliżeniami wielkich pryszczów i niekontrolowanych erekcji, wątpliwymi wzorami męskości i kobiecości oraz ujęciami kopulujących szczurów. To wszystko pokazane jest bez wstydu i zbędnych metafor, a jednocześnie zaskakuje świeżością i dynamicznością. Kolory krzyczą z ekranu tak samo głośno jak szkolna młodzież na korytarzach.

fot. materiały prasowe

fot. materiały prasowe

W obliczu tej skrajnej stylizacji autentyzm „Baby bump” może wydawać się projektem nie do zrealizowania, a jednak Czekaj osiąga na tym gruncie stuprocentowe zwycięstwo. Bezkompromisowo i hałaśliwie, jak na debiutanta przystało, rozprawia się z wyidealizowanym portretem zawstydzonego „młodego dorosłego”, który wstydliwie skrywa rozbuchany testosteron. Ilość przekleństw, zmysłowe postrzeganie każdego gestu, brak kontroli nad ciałem, które reaguje na rzeczywistość wbrew woli Mickeya – to wszystko składa się na realizm tej postaci. Przejaskrawiony świat przedstawiony jest uniwersum dojrzewającego chłopca, a estetyka odpowiada jego wyobrażeniom – jest równie gwałtowna i krzykliwa.

Ta intensywność przekazu bywa dla widza problematyczna, niewygodna i niesmaczna, ale nie pozostawia go obojętnym. Wiele z ujęć jest zrealizowanych z punktu widzenia chłopca i to właśnie dlatego brzydzimy się jego (a może raczej swoimi?) myślami. „Baby bump” budzi skrajne reakcje wśród widowni z uwagi na swój nieprzezroczysty styl, określany często jako „obleśny” czy „obrzydliwy”, ale nigdy nijaki. Wydaje się jednak, że Czekaj odwołuje się do wyjątkowo wstydliwych wspomnień każdego dorosłego, który okres dojrzewania wolałby puścić w niepamięć. Na tym poziomie udała mu się nie lada sztuka – zrealizowanie filmu w pełni autorskiego (należy pamiętać, że to dopiero pełnometrażowy debiut!), a jednocześnie przywołującego z odmętów psychiki szereg wypartych emocji.

Ocena: 5/6

tekst został opublikowany na łamach Głosu Dwubrzeża

Powrót