Z notatnika festiwalowicza – Festiwal Filmów Kultowych

Data: 08.06.2017

Jest 22.18. Ledwo widzę na oczy. Strasznie chce mi się spać. Najchętniej spałabym zresztą cały czas (a przynajmniej tak mi się wydaje, kiedy tak sobie marzę). Mogłabym wyspać się do oporu w ten weekend. Ale parę tygodni temu ktoś przypomniał mi, jak bardzo stęskniłam się za pewnym małym festiwalem. Pospać więc nie pośpię, ale też będzie super.

W maju zajechałam do Gdańska na konferencję naukową. Konferencja jak konferencja – grunt, że we wspaniałym Trójmieście. W jedyny wieczór spędzony w Gdańsku wraz z moją towarzyszką podróży wybrałyśmy się do baru Spółdzielnia spotkać się kolegą i popiwkować. Od słowa do słowa przeszliśmy do zasadniczego tematu rozmowy – Festiwalu Filmów Kultowych, który z moich rodzinnych Katowic powędrował do Gdańska.

Z początku było mi bardzo szkoda. Wciąż trochę jest, bo gdyby FFK był na miejscu pewnie byłoby jak „za starych dobrych czasów”: filmy od rana do wieczora (albo przynajmniej od „po pracy” do północy, bo lata już nie te), weekendy na Mariackiej, inside joke’i, heheszki ze znajomymi.

Katowice utraciły kolejne wydarzenie, organizowane na Górnym Śląsku od lat, konsekwentnie programowane pod okiem Patryka Tomiczka i lubiane przez lokalną społeczność. Nie tylko ja byłam tym faktem rozgoryczona; wszyscy byliśmy. Pod postami na fanpage’u zagrzmiało (opcja ‘Gr Gr’), wylało się trochę fejsbukowych łez (opcja ‘Smutno mi’). Utrata Kultowych była zresztą jedną z wielu przygnębiających informacji ostatniego roku. Wciąż obserwujemy, jak po Kulturalnym Skoku Katowic nastąpił regres – mało którą instytucję stać na porządną organizację eventu; pomysły na wydarzenia się powtarzają, wyczerpał się potencjał pewnych przestrzeni, kiedyś interesujących, a dziś będących oczywistym wyborem. Centrum jeszcze sobie jakoś radzi, ale w innych dzielnicach nie jest już tak kolorowo. Skrzynki mailowe „ludzi kultury” niby pękają w szwach od zapowiedzi wydarzeń, ale trudno wybrać z nich coś dla siebie. Znieczuliliśmy się na kulturę, bo dobrobyt ostatnich lat dowiódł, że to wszystko zawsze będzie dostępne. Przestaliśmy zatem o tę kulturę dbać i ją doceniać.

A w Gdańsku Festiwal Filmów Kultowych został przyjęty z otwartymi ramionami.

Grzegorz Fortuna, utalentowany krytyk i członek kolektywu VHS Hell, został w tym roku rzecznikiem prasowym FFK. Popijając smaczne trunki w popularnym na dzielni lokalu rozmawialiśmy długo o programie, ekscytując się we troje pokazem filmu „Hardware” wśród zgniecionych aut, potencjałem hal Stoczni Gdańskiej, wzorami plakatów i Tomaszem Knapikiem.

Paradoksalnie po tej rozmowie ucieszyłam się, że Kultowe odbędą się jednak w Trójmieście:  bo w ogóle się odbędą – i wygląda na to, że będzie to edycja wyjątkowa. Świetnie będzie zobaczyć, jak FFK sprawdzi się w zupełnie nowych przestrzeniach, jak organizatorzy sprostają wyzwaniom i czy mieszkańcy Gdańska polubią „nasze” Kultowe. Grzegorz obiecał, że idea festiwalu pozostanie ta sama: pielęgnować w kinie emocje i wyjątkową atmosferę; nie tylko oglądać filmy, ale też być częścią widowni, która nie wstydzi się na nie reagować.

Nie powiem – teraz jest mi jeszcze bardziej przykro, niż na początku, przed tym całym zamieszeniem z przeprowadzką, o której nie było wiadomo,  co przyniesie. A przyniosła rewolucję i byłam niemal skłonna rzucić wszystko, żeby przyjechać na cały festiwal, bo tak się zajarałam tymi opowieściami Grzegorza (wszystko Top Secret oczywiście). Panie, czego tam nie będzie! Dokumenty o historii kina będą, na żywo Tomasz Knapik „Samurai Cop” przeczyta, Sam Firstenberg przyjedzie do kraju VHS’ami w latach 90. płynącego. „Różowe flamingi”, „The Room”, „Klątwa Doliny Węży”, „Drive”, „Carrie” – i wszystko inne, czego nie zobaczę, bo po weekendzie muszę wracać do Kato. Ale Wy nie traćcie okazji.

P.S. Dla ziomków z Katowic bilety na seanse za free! Serio!

tekst został opublikowany na łamach portalu Reflektor. Rozświetlamy kulturę!

Powrót