Opowiedz mi banał

Paul Thomas Anderson ma tupet: w czasach lewicowego przepisywania historii (często słusznego!), filmów wyraźnie politycznych na każdym szczeblu (od castingu, przez temat, po promocję) i filmowców-aktywistów, on robi film o miłości. I nawet obiekt jego westchnień jest niemodny: zamiast przywdziać w nostalgię lata 80. lub 90. wraca do poprzedniego totemu kina – dekady Nixona, Abby, narkotykowego haju i miejskiego rozkładu.

Czytaj...

Gorzki buziak

Prawda jest jednak taka, że choć scenariusz jest przede wszystkim o Elle, to reżyseria kręci się wokół zanadto wyeksponowanych reakcji chłopaków. To trochę tak jak Noah Baumbach udawał, że kręci „Historię małżeńską”, a kręcił Adama Drivera w opałach.

Czytaj...

„Miałem błyszczący fiński nóż”

Chłopcy tkwią w swoim ciasnym świecie o pozorach nieograniczonego potencjału, czekając na coś, co odmieni ich monotonny dzień, rozkoszując się jednocześnie tą nudą, tą przewidywalnością. Wino ma zawsze ten sam smak, dziewczyny ten sam temperament (poza jedną, Martą), dzień ten sam rytm. Przygoda jest w filmie Barańskiego niedostępna tak, jak niedostępne są dla nas beztroskie wakacje bohaterów.

Czytaj...

Strasznie głośno, niesamowicie blisko

Pixote i Lilica uciekli razem z poprawczaka prosto do wielkiego miasta. W Rio jest słońce i woda, uliczne hot dogi i chwila na marzenia o nowych spodniach. I tylko tyle. Dopiero po wyjściu z więzienia codzienność niechcianych dzieci staje się naprawdę potworna, niemal antycznie tragiczna.

Czytaj...

Hator, hator, czyli czego sobie życzysz?

Mieszkanie Tarkowskich, a zwłaszcza pokój Darka, to szczyt peerelowskiego urodzaju: plakaty na ścianach, na śniadanie Nesquik, w telewizji Banda i Wanda. Świat często skąpany jest w pomarańczu, o którym Olga Drenda w „Duchologii” pisała, że sprawia wrażenie wiecznego lata.

Czytaj...

Jeszcze nigdy…

Nostalgiczny wymiar gry, przypominający o naszych nastoletnich przypałach, błędach młodości i niezapomnianych doświadczeniach sprawia, że „Jeszcze nigdy…” ma także swojski nastrój kumpelskich pogaduch.

Czytaj...

Szukam

Dojrzewanie czasem przychodzi zbyt szybko, by można sobie było z nim poradzić. Kino uczy nas o jego bezwzględności — nie można nie dorosnąć, pozostać dzieckiem albo chociaż wydłużyć czasu dziecięcej lub nastoletniej beztroski.

Czytaj...

To tu, to tam, po trochu

Można poczuć się po staremu, swojsko, oglądając trochę innego od wszystkich mięśniaka, który prosi trochę inną od znanych nam kujonek o napisanie pięknego listu do trochę bardziej wyjątkowej szkolnej piękności. Kluczem do ekscytacji ma zdaje się być owe „trochę” — delikatny zwrot w stronę nieoczywistości z zachowaniem gatunkowego sztafażu bezpieczeństwa.

Czytaj...

Podzielone niebo

Może tylko mi wydaje się, że nikt go dzisiaj nie ogląda? Kiedy film Konrada Wolfa miał premierę w 1964 roku, zobaczyło go 1,5 miliona widzów. Może co jakiś czas puszczają go w publicznej telewizji niemieckiej? Może na studiach filmoznawczych w Niemczech „Podzielone niebo” uchodzi za coś w rodzaju „Człowieka z marmuru”? Nie wiem.

Czytaj...

Trzy hetery

„Heathers” jest połączeniem wszystkiego, co ikoniczne dla amerykańskich ejtisów, które Lehmann przyjął z pocałowaniem ręki i tak się podjarał, że nawet nie pofatygował się, by cokolwiek z nich wyselekcjonować.

Czytaj...