Bez ryzyka nie ma zabawy

Data: 17.03.2020

Zaczyna się niewinnie: od Toma Cruise’a w różowej koszuli i skarpetkach, który ślizga się i tańczy po lśniącej podłodze pod nieobecność rodziców. Niech Was nie zmyli jego codzienna stylówa (wykrochmalona koszula w gaciach, grzeczna zaczeska, czyściutkie adidaski) — chłopak ma potencjał. Tak przynajmniej twierdzą jego kumple, którzy zwołują prostytutkę, żeby Joel mógł wykorzystać wolną chatę jak na napalonego nastolatka przystało.

Aby jednak oddać sprawiedliwość temu dziwacznemu filmowi warto dodać, że utrata dziewictwa nie jest idée fixe tej zmyślnej seks-komedii. Nie jest nią nawet seks sam w sobie — chodzi o seks spieniężony*. Joel w tym samym czasie przechodzi inicjację seksualną i ekonomiczną: pod wpływem blond Lany, która wprowadza go w arkana rozkoszy i uświadamia podstawową logikę popytu/podaży, Joel wpada jak śliwka w kompot w prawdziwie kapitalistyczny, burdelowy biznes. Z domu swoich rodziców, uprzywilejowanych WASPów, robi dom publiczny dla kolegów z klasy i zarabia na nieswojej pracy („Lana zajmuje się produkcją, ja koncentruję się na sprzedaży”), przywdziewając jednak wszystkie szefowsko-kozackie atrybuty: ciemne okulary, marynarkę i szelmowski uśmiech. Joel „zajmuje się sprzedażą”, sprytnie oferując więcej niż łóżkowe doznania: handluje wiedzą i doświadczeniem. Żaden Casanova-wannabe nie wyjedzie do koledżu bez utraty dziewictwa (wiemy to aż za dobrze, nie tylko z „American Pie”).

Pauline Kael pisała, że „Ryzykowny interes” jest „hipnotycznie seksowny” i wszystko wydaje się w nim „trochę nierealne”. Gdy wrota seksu stoją przez Joelem otworem, świat zmienia kolory: z pasteli przedmieść na czernie i granaty prosto z rubieży przyjemności**. Już samo otwarcie uwodzi wszystkie zmysły: oglądamy Chicago nocą, w zwolnionym tempie, w tle słychać dźwięki rozkoszy przeplatane dziwnie podniecającą, ambientową muzyką. Podobnie jak w przypadku „Stań przy mnie”, w świat „Ryzykownym interesie” wchodzi się miękko, ale z niepokojem — od pierwszych minut do fotela przyciska mieszanka perwersji i niewinności. Z każdą minutą jest coraz bardziej dziko. Ale jak mówi ojciec Joela: czasem trzeba powiedzieć „co mi tam!” i zaryzykować. Chłopaka może to doprowadzić do wymarzonych studiów w Princeton, a Was, trochę skromniej: do obejrzenia całkiem pojechanego filmu.

_____

*Wojtek Sitek, mój dobry kolega z Uniwersytetu Śląskiego, mówił o tym więcej podczas konferencji poświęconej amerykańskiego kinu młodzieżowemu. Było to miodne, dzięki Wojtku.

**Polecam serdecznie książkę „Rubieże przyjemności” Pawła Sołodkiego. Tak o seksie w kinie pisał mało kto.

Powrót