Kokon niedojrzałości – recenzja filmu „Kamper”

Data: 03.08.2016

W żargonie gier wideo kamper jest tchórzem, asekuracyjnie ukrywającym się przed potencjalnym przeciwnikiem. Kamper z filmu Łukasza Grzegorzka robi dokładnie to samo, tylko w życiu.

Film opowiada o współczesnych 30-latkach, „Pokoleniu Ikea”, którego przedstawiciele żyją w wymuskanych, przestrzennych i pełnych bieli mieszkaniach. Pokazując powierzchowność relacji międzyludzkich, reżyser nie ukrywa zgorzknienia, więc „Kamper”, choć momentami zabawny, jest jednak cierpkim podsumowaniem życia młodych ludzi, nazywanych chętnie millenialsami lub kidultami.

Kamper (Piotr Żurawski) pracuje jako lider testerów gier wideo, jest prawdziwym dzieckiem szczęścia o charakterystycznym chłopięcym uroku, niepozbawionym też poczucia humoru. Jego żona, Mania (Marta Nieradkiewicz), uwielbia gotować i marzy o własnym food trucku. Mają zupełnie inne oczekiwania i ambicje, co doprowadza do kryzysu w związku.

fot. materiały prasowe

fot. materiały prasowe

Łukasz Grzegorzek przyznał, że impulsem do realizacji „Kampera” byli znajomi, którzy kilkakrotnie rzucali w kierunku reżysera: „ogarnij się” i sugerowali, że zbyt długo przebywa w błogim świecie bez zobowiązań. W debiucie reżyserskim, jak twierdzi, trudno zupełnie odżegnać się od wątków autobiograficznych, dlatego jego film jest poniekąd osobisty i wydaje się niezwykle szczery.

Zrealizowany w prywatnym mieszkaniu Grzegorzka Kamper powstawał podczas pracy na planie, gdzie twórcy wielokrotnie zmieniali scenariusz, by precyzyjnie oddać nie tylko sposób życia postaci, ale również mentalność i ducha pokolenia urodzonego w latach 80. Konfrontacja dwóch postaw – oportunizmu i braku zobowiązań Kampera oraz ambicji i pracowitości Mani – doprowadza w końcu do konfliktu. Jednocześnie w spojrzeniu Grzegorzka nie czuć oceny i ferowania wyroków.

„Kamper” to z jednej strony kino kameralne, rozgrywające się w mieszkaniach, biurach i ciasnych dyskotekach, a z drugiej strony opowiadające o ludziach żyjących w centrum bezosobowej metropolii. Tłem dla problemów bohaterów jest korpo-rzeczywistość. Kolorowe ramki, szare kanapy i wielkie regały stają się w filmie emblematami dostatku i szczęścia, substytutami rzeczywistego spełnienia, o które tak walczy Mania. Nostalgicznego sznytu nadaje historii muzyka, o którą Grzegorzek zadbał już na samym początku realizacji filmu, starając się pozyskać prawa autorskie do interesujących do utworów.

fot. materiały prasowe

fot. materiały prasowe

Jego debiut to jednak wypadkowa wrażliwości kilku osób – nie tylko samego reżysera, ale również wcielających się w główne role Piotra Żurawskiego i Marty Nieradkiewicz. To oni dopracowywali nieustannie charakter swoich postaci i nadawali dialogom improwizacyjną nonszalancję. Dzięki temu film jest autentyczny i bezpretensjonalny. Aż dziw bierze, że Grzegorzek przy realizacji „Kampera” wielokrotnie słyszał, że tak się nie robi kina.

Wybór gier wideo jako metafory współczesnego życia wydaje się niezwykle trafny. Wirtualna rzeczywistość, w której konsekwencje popełnianych błędów mogą zostać szybko odwrócone, pochłania użytkowników niechętnych do wychylenia się z bezpiecznego kokonu własnego wygodnego życia. Gry nieodłącznie kojarzą się z okresem dzieciństwa, który Kamper stara się usilnie wydłużyć, unikając podejmowania ważnych decyzji. Tymczasem dorosłość czeka tuż za rogiem i dopadnie go w najmniej odpowiednim momencie.

Ocena: 4/6

tekst został opublikowany na łamach Głosu Dwubrzeża

Powrót