Seks jakiego nie znamy – recenzja książki „Rubieże przyjemności”
Data: 12.10.2015
O nieheteronormatywnych zachowaniach seksualnych w kinie mówi się ostatnio bardzo dużo, przede wszystkim dlatego, że coraz więcej powstaje filmów je obrazujących i są one coraz bardziej odważne. Jednocześnie, co ciekawe, wciąż mało jest na polskim rynku wydawniczym pozycji, w których analizowano by te obszary kinematografii, w których jawnie i odważnie, ale też nieśmiało i skromnie przepracowuje się schematy kulturowe (cenną w tym kontekście jest np. książka „Oblicza kina queer” Małgorzaty Radkiewicz)
Wydaje się jednak, że kino w tej sferze działa na usługach bojowników o wolność i prawo do kreowania własnej tożsamości w sposób zgodny z ich przekonaniami. Dlatego też publikacje traktujące o podobnych kwestiach prezentują zazwyczaj okoliczności powstania filmów i ich wpływ na inicjowanie przemian społecznych w zakresie edukacji, świadomości i tolerancji. Wygląda na to, że powinno się o tych filmach pisać tak, jak one same chciałby być opisane. Podobną drogą podąża Paweł Sołodki, autor „Rubieży przyjemności”, który przekonuje nas, że przekraczanie granic w zakresie obrazowania seksualności towarzyszy kinematografii od samych jej początków. To właśnie transgresja stanowi pojęcie, do którego autor wciąż się odnosi i które precyzyjnie definiuje, analizując przemiany kulturowe i instytucjonalne związane z przedstawieniami tej sfery życia człowieka.
Modny ostatnio, ale opisany już dawno przez Bataille termin rzeczywiście dominuje w odbiorze lektury i prowadzi czytelnika przez zakamarki amerykańskiej kinematografii. Był to jednak wybór zasadny. Za pomocą żadnej innej kategorii, a już na pewno nie przestarzałego i mocno naznaczonego piętnem psychoanalizy tabu, nie można by lepiej opisać wybranego przez Sołodkiego obszaru kultury. Interesują go bowiem wszelkie przejawy nieodpartej chęci człowieka do przekraczania granic. Ciągły pęd ku innemu, bardziej szokującemu, jest wpisany w narrację książki, co nadaje jej płynność i dynamikę, tym samym angażując czytelnika w sposób niezwykły dla publikacji o charakterze naukowym. Ma ona wartość poznawczą i edukacyjną, ale pozbawiona jest „ciężkiego” akademickiego sposobu prezentowania problemu.
Trzeba oddać autorowi, że stara się przedstawić zjawisko w możliwie najbardziej kompleksowy sposób. Ambicje Sołodki miał duże, ale zamiar jest w sposób naturalny karkołomny. Wielość kontekstów sprawia, że przedmiot analizy, czyli interesujące nas jako czytelników i jego jako autora filmy schodzą na drugi plan, ustępując miejsca rozważaniom na temat historii. Autor „Rubieży przyjemności” pozostaje zatem wierny dominującej tendencji opisu i analizy filmów przez okoliczności, w jakich powstały oraz trafiły na ekrany kin i telewizorów. W rzeczy samej stanowi to jednocześnie zaletę, jak i wadę publikacji.
Z jednej strony możemy z „Rubieży przyjemności” dowiedzieć się wielu interesujących faktów (i nie jest to tylko wyświechtany frazes, bowiem ilość wygrzebanych przez autora informacji jest imponująca) dotyczących sytuacji Stanów Zjednoczonych w ubiegłym wieku oraz okoliczności funkcjonowania kinematografii w każdej jego dekadzie. Z drugiej jednak Sołodki zatrzymuje się w opisie praktyk twórców filmowych i przeszłości USA właściwie na latach 80. XX wieku, pomijając niezwykle interesujące współczesne niezależne kino amerykańskie. Podobne próby (o ile książki nie są opasłymi tomami) zwykle prowadzą autorów na manowce, gdyż opisanie tak obszernego działu kina z konieczności będzie wymagało daleko idących uogólnień i tylko kontekstowego, zawężonego do maksimum przedstawienia niektórych tendencji, nurtów czy gatunków.
Nawet w tych momentach, w których poświęca on uwagę samym filmom nie potrafi się oprzeć dygresyjnemu trybowi prowadzenia narracji. W efekcie ostatnia część publikacji, poświęcona analizie kilku zaledwie filmów, mających być reprezentatywnymi dla poszczególnych tendencji jest najsłabszym punktem książki. Przywołane dzieła analizowane są raczej jako przykłady dla grupy filmów podejmujących dany temat aniżeli w rzetelny, filmoznawczy sposób, który wymagałby posłużenia się innymi narzędziami. Dla jednych ten sposób będzie bardziej wartościowy, dla innych mniej, ale nie ukrywam, że ja na ostatniej części książki zwyczajnie się zawiodłam. Problemów nastręcza również zupełnie niepomocny spis treści. Brakuje w nim rozpisania na podrozdziały, przez co treść, już dość potoczysta, zupełnie się rozmywa.
Sama problematyka podjęta w książce jest jednak tak atrakcyjna, że przyćmiewa mankamenty publikacji. Paweł Sołodki bardzo sprawnie porusza się w obrębie prezentowanych przez siebie zagadnień – nie można odmówić mu swobody, z jaką opisuje kino dla wielu gorszące i niegodne tego, by o nim mówić. Nie straszne są mu filmy wyświetlane w spelunach, drive-in cinema czy sex-shopach. Z precyzją, ale bez ciekawości vouyeur’a przygląda się filmom snuff, sexploitation, blacksploitation, twardej pornografii i wielu innym gatunkom czy nurtom podejmującym temat niesubordynacji seksualnej tzn. zachowań niezgodnych z przyjętymi w danym okresie normami zarówno ich symbolicznej reprezentacji, jak i społecznie akceptowalnych sposobów płciowej aktywności.
Z pewnością „Rubieże przyjemności” stanowią cenną publikację, odkrywającą przed polskimi czytelnikami – nie tylko filmoznawcami, ale także kinofilami i pasjonatami historii przemian obyczajowości – obszary kinematografii do tej pory na polskim rynku nieobecne i zupełnie nie eksploatowane.
tekst został opublikowany na łamach portalu Reflektor. Rozświetlamy kulturę!