„Tamte dni, tamte noce”, reż. Luca Guadagnino

Data: 05.02.2018

Letnie słonce, krótkie spodenki, śniadania w ogrodzie i smak soczystych moreli – Guadagnino zachęca nas, byśmy o „Tamtych dniach, tamtych nocach” rozmawiali przy użyciu zwodniczych epitetów, które skupiają się na rekonstrukcji ulotnego wrażenia – pewnego romansu, który wydarzył się latem roku 83’. 

Twórca „Nienasyconych” – specjalista w ukazywaniu pożądania w sposób subtelny i wyrazisty jednocześnie – potrafi sprawić, byśmy oblali się potem w oczekiwaniu na spełnienie pragnień. „Tamtym dniom, tamtym nocom” brak jednak werwy opowiadania, chęci poznania nie tylko ciał bohaterów i zapachu ich skóry, ale też zrozumienia ich jako osób. O ile pięknie koresponduje to z postacią 17-letniego Elio, zakochanego w starszym od siebie eleganckim Amerykaninie, to szarmancki Oliver – poukładany studenciak – jest jako kochanek zupełnie nieprzekonujący. Film jest długi i wygrany na jednym tricku – zgrabnych ujęciach pięknych twarzy, gładkiej skóry i mechatych brzoskwiń; jakby świat dawał się poznać tylko przez zmysły. W efekcie rozmywa się nie tylko film, ale też, to, co o nim sądzimy: z każdą kolejną impresjonistyczną recenzją tylko oddalamy się od „Tamtych dni, tamtych nocy” na rzecz naszych wrażeń i – najprawdopodobniej – naszych wspomnień. To jednocześnie wada i zaleta filmu Guadagnino. Niewielu reżyserów ma bowiem dość pokory, by przyznać się do fascynacji błahostkami. Niewielu otwiera nas na synestezyjną naturę kina. Część z nich wie za to, jak połechtać nasze ego, a nie tylko posmyrać po plecach. Ci opowiadają historie – Guadagnino w „Tamtych dniach…” uwodzi jedynie nasze zmysły.

Ocena: 7/10

Powrót