To się udaje tylko najlepszym
Data: 04.05.2016
Wybór książki do czytania zwykle nie jest dla mnie rzeczą prostą. Ponieważ tonę w ogromie kserówek i publikacji, które przeczytać muszę, precyzyjnie wybieram lekturę dla przyjemności, na którą czasu pozostaje zwykle niewiele. Ostatni wybór był jednak szybki i oczywisty – choć sama lektura nie należała do łatwych, to jest to taka publikacja, przy której nieustannie zdumiewasz się i zachwycasz na zmianę.
Znowu „Lalka”?
„Dobrze się myśli literaturą” to zbiór esejów autorstwa Ryszarda Koziołka opublikowanych w różnych mediach – tych, które nie boją się jeszcze publikować tekstów przekraczających magiczną granicę 1800 znaków długości. To teksty uderzające błyskotliwością i mądrością autora, który, bardziej niż swoją erudycję, na pierwszy plan wysuwa niesłabnącą chęć rozmowy o literaturze i jej kontekstach. Nie ma nic bardziej autentycznego od zachwytu „Lalką”, który przejawia Koziołek – a zachwyt to bardzo świadomy, poparty setkami godzin spędzonych nad zużytym (jak podejrzewam) wydaniem dzieła Prusa. Nie każdy tekst w zbiorze jest tak oszałamiający, każdemu jednak właściwy jest entuzjazm do litery i szczerość opinii – a o to dziś trudno, kiedy pochłaniając ogromne ilości słów i obrazów, sami już nie raz gubimy się w tym, co nam się podoba, a co nie. Sama czasem się gubię i tym bardziej podziwiam Ryszarda Koziołka, który łagodnie, ale stanowczo potrafi swoją postawę wyartykułować.
Podziwiam także dlatego, że co rusz spotykam się z ludźmi, którzy parając się profesją (jeśli mogę tak to ująć) „czegoś-znawcy” po kilku latach kompulsywnego poznawania dziedziny, którą się zajmują, obwieszczają wypalenie zawodowe, zmieniają front, łapią się na haczyk kolejnej „zajawki”. Tymczasem czytając „Dobrze się myśli literaturą” wiemy, że zajmowanie się literaturą nie jest dla autora chwilową fanaberią, ale wyborem na dobre i złe, decyzją podjętą z rozwagą, z uwzględnieniem wszystkich za i przeciw. Dlatego jego analizy nie smagają jedynie powierzchni problemu, ale „wyciskają” znaczenia z głębin tekstu, czego najlepszym przykładem jest pierwszy esej pt. „Trzeba kupić tę miłość”, wspaniała korelacja tekstu i kontekstu.
Choć trudno w to uwierzyć, czyta się go jak najbardziej wciągającą powieść, jak finał „Dumy i uprzedzenia”. Chcemy nadążyć za tokiem myśli, złapać przerzucane wątki, śledzić bohaterów, których zachowanie, analizowane przez Koziołka, ujawnia znacznie więcej, niż się nam wydawało podczas pierwszej, licealnej lektury „Lalki”. A zatem: #cotenRzecki? #cotenWokulski? I, na Boga, #coterękawiczki? Powiązanie wypranej przez system edukacji powieści z fetyszyzmem, konsumpcją, ekonomią i Marksem nadaje jej świeżości i powabu, aż (nie do wiary!) chce się po dzieło Prusa sięgnąć ponownie po latach.
W ogóle po lekturze „Dobrze się myśli literaturą” chce się sięgać po książki. Nagle dzieła Springera, Karpowicza, Twardocha i Bieńczyka ze sfery fenomenów literatury, modnych książek, których okładki świetnie prezentują się na Instagramie, stają się magnesem o niespotykanej sile przyciągania. I nie wiem już czy to zasługa autorów, czy Koziołka, który uczciwie bierze je w ręce, dokładnie czyta, przenikliwie bada i w tekstach znajduje dla nich odpowiednie towarzystwo kontekstu.
Prosto od autora
Wydawać by się mogło, że główną bohaterką książki będzie literatura właśnie. Nic bardziej mylnego. Bo kto w istocie tą literaturą myśli? Nikt inny jak autor, którego potoczystość wywodu czasem zadziwia, czasem wprawia w zdumienie, a przede wszystkim zachęca do określenia samego siebie i swojej postawy względem słowa pisanego. Ryszard Koziołek pomaga nam w określeniu tego, co nam się podoba, a co nie, i pokazuje, jak swoje tezy odpowiednio argumentować. Nie mamy tu do czynienia z suchymi faktami, podanymi z perspektywy pozornie obiektywnej. Nasza chęć dialogu z tekstem, wszystkie parsknięcia śmiechem i wyrazy uznania kierujemy ku osobie, która owe słowa napisała. Mamy wrażenie, że autor jest wyjątkowo konkretny, namacalny, dlatego najczęściej chcemy wyrazić swoje zdanie okrzykiem „pjona!” – bo wiemy, że mamy komu „pjonę” przybić.
Spójrzmy tylko na to zdanie:
(…) świat i życie, przy których nas nie było, są nam dostępne tylko jako baśń, czyli to, co się opowiada i co istnieje wyłącznie jako opowiadanie. Nazywamy to biografią, religią, nauką, sztuką, historią, interpretacją, niemniej treść tych nazw będzie dla nas znana i ważna dopiero wtedy, kiedy staną się baśnią, gdy nie będziemy pytać o ich prawdziwość, ponieważ prawdziwie je przeżyjemy. Żeby tak się stało, trzeba to d o b r z e opowiedzieć.
To najlepszy wyraz postawy Ryszarda Koziołka nie tylko wobec literatury, lecz kultury w ogóle. Esej „Esesman, mój bliźni”, z którego ów fragment pochodzi, jest kolejnym dowodem na kompleksowe myślenie autora; na to, że literatura zwraca uwagę nie tylko na siebie samą, ale na życie w całym jego skomplikowaniu, które słowo stara się, bardziej lub mniej skutecznie, okiełznać. Jednocześnie jest to zawsze zaledwie próba podejmowana przez pisarza, który więcej niż pokazać musi przecież ukryć.
Kiedy sięgając po książkę lub film mamy wobec nich wysokie oczekiwania, najczęściej srogo się zawodzimy. Spodziewamy się co najmniej jednego „wow”, opcjonalnie „#sztos”, a z reguły dostajemy „meh”. Oto prawidłowość nazwana przez mojego znajomego efektem „Pulp Fiction”. Od pierwszych zdań wstępu „Dobrze się myśli literaturą” wiedziałam, że to ta lektura, która stanowi odstępstwo od reguły; słodki triumf konkretnej litery nad niechlubną stroną wyobraźni, mającą skłonności do przesady. Nie ma wątpliwości, że książka Ryszarda Koziołka jest warta dogłębnej lektury i pasji porównywalnej do tej, z jaką on sam podchodzi do literatury.
Ocena: 6/6
tekst został opublikowany na łamach portalu Reflektor. Rozświetlamy kulturę!