TOP 10 NAJLEPSZYCH FILMÓW ROKU 2017

Data: 31.12.2017

Nie ma już odwrotu: jest 31 grudnia – zaraz trzeba przygotować jakieś tapas na sylwestrową domówkę, wyjść spod koca, przestać głaskać kota i powiedzieć sobie: „więcej i tak już nie zobaczysz. Taki był twój rok. Pogódź się z tym i opublikuj wreszcie to zestawienie”.

W tym roku obejrzałam 59 z około 350 filmów, które weszły do polskich kin. Zaczęłam też korzystać z Netflixa – głównie w celu nadrabiania klasyki. 9 z filmów, które miały premierę w 2017 roku, obejrzałam jeszcze w roku 2016 (w tym miejsce 9. w rankingu, „Serce z kamienia”; bardzo wąsko i krótko w Polsce dystrybuowane, oraz „Manchester by the Sea”). W sumie obejrzałam 254 filmy, z czego 23 powtórnie.

W zeszłym roku żaden film nie zasłużył na Filmwebową dziesiątkę – w tym (to się nazywa klęska urodzaju!) najwyższą notę przyznałam aż dwóm filmom. Oto moja dziesiątka:

10. „LEGO® BATMAN: FILM”, reż. Chris McKay – czytaj capsule review: TUTAJ

W tym roku mało było filmów, które oferowałyby nam po prostu dobrą zabawę – szczerą, zuchwałą, wolną od kalkulacji. Tymczasem „LEGO® BATMAN: FILM” pojawił się w kinach znienacka, pozwolił mi na powrót poczuć się dzieckiem i przypomnieć sobie układane z LEGO® w dzieciństwie bazy dowodzenia.

9. „Serce miłości”, reż. Łukasz Ronduda – czytaj capsule review: TUTAJ

W filmie Rondudy jest wszystko, czego w kinie nie lubię – estetyczny snobizm, arthouse’owe chwyty, przekoncypowanie – a jednak jestem w nim po uszy zakochana. Nie ma bowiem w „Sercu miłości” zgorzknienia i zblazowania podobnego do tego, które można zobaczyć choćby w przecenionym „The Square” (i w większości filmów o sztuce i artystach).

8.  „Serce z kamienia”, reż. Guðmundur Arnar Guðmundsson – czytaj capsule review: TUTAJ

Niech Was nie zmyli ten antropologiczno-kulturoznawczy wstęp do kapsułki. „Serce z kamienia” to pełne subtelnego uroku kino o dojrzewaniu. Choć coming of age wydaje się formułą prościuteńką, wyświechtaną i niepoważną, to reżyser, który zdecyduje się na zrobienie filmu w tym gatunku musi być empatyczny i bardzo czuły – a to nie lada wyzwanie. Guðmundsson mu sprostał.

7. „Nie jestem twoim murzynem”, reż. Raoul Peck

Wstrząsające pisarskie wyznanie Baldwina, skomponowane w film „Nie jestem twoim murzynem”, jest jednym z najmocniejszych punktów na filmowej mapie tego roku. Uczucia, jakie towarzyszyło mi po seansie, nie mogłabym porównać z niczym innym – dzieło Pecka to amerykańska odyseja, której nie chce się oglądać, a którą trzeba zobaczyć.

*W tym miejscu – choć nie mogę formalnie umieścić go w rankingu – z całego serca polecam wybitny serial dokumentalny „O.J.: Made In America”. Wraz z „Nie jestem twoim murzynem” konstruują historię Stanów Zjednoczonych na nowo – czy nam się to podoba, czy nie. Prawda zawsze kole w oczy, a świadomość, że mało kto z nas jest wolny od rasowych uprzedzeń, wywołuje wyjątkowo trudny do zniesienia dyskomfort.

6. „The Florida Project”, reż. Sean Baker

Wesołe dzieciaki w niewesołej sytuacji, które buszują w centrach handlowych i opychają się lodami – to największa siła „The Florida Project”. Można tu mówić wiele o wizji samej Ameryki, na której pojawia się coraz więcej odprysków i skaz (jak na fasadzie taniego motelu, który zamieszkują bohaterowie), ale najważniejsza (dla filmu i dla swojej mamy) zawsze będzie Moonee. Jej wykrzywiona bezsilnością i niezrozumieniem twarz pozostanie tym obrazem, który wzięłam ze sobą w myślach do domu.

5. „Moonlight”, reż. Barry Jenkins

Swoją eterycznością i taktylnością „Moonlight” dorównuje wspaniałemu filmowi z zeszłego roku – „Carol” Todda Haynesa. Oba filmy łączy tęsknota za zmysłowością i totalna wizja, której reżyser podporządkowuje kolejne elementy filmu – zdjęcia, grę aktorską, a nawet montaż. Wizja, której założeniem jest opowiedzieć coś bezpośrednio obrazami, a nie wyłącznie fabułą.

4. „Baby Driver”, reż. Edgar Wright – czytaj capsule review: TUTAJ

Niepoprawny, butny i łobuzerski „Baby Driver” swoją energią roznosi ekran. Nie było w 2017 roku filmu, który z taką lekkością bawiłby się sobą samym, dawałby się bawić swoim bohaterom i widzom w kinie. Od czasu seansu filmu Wrighta jednym z moich marzeń jest bezwstydny spacer po ulicach budzącego się do życia miasta w rytm ulubionych piosenek. Will do it someday.

3. „Manchester by the Sea”, reż. Kenneth Lonergan

Wybitnie prowadzona narracja „Manchester by the Sea” i niechęć do niepotrzebnych plot twistów pozwoliły Lonernagowi wycisnąć z historii tak przejmujące momenty, że trudno o równie wzruszający, a jednocześnie wolny od emocjonalnego szantażu film. Przeoczony przez polskich dystrybutorów „Manchester by the Sea” to tykająca bomba, która wybucha jakby na innym kontynencie, a efekty eksplozji przychodzą dopiero z czasem.

2. „Sieranevada”, reż. Cristi Puiu

Stało się wszystko i nie stało się nic. O wielu sytuacjach z „Sieranevady” nie jesteśmy sobie w stanie przypomnieć – podobnie jak trudno jest zrekonstruować przebieg średnio udanej domówki. Ktoś rzuca żarty, ktoś inny roni kilka łez, gospodyni podaje i zbiera talerze. Zawsze to samo, ale trochę inaczej. Szereg tych nic nieznaczących momentów składa się jednak w doświadczenie totalne, obezwładniające i nie do przecenienia. Ktoś właśnie przejrzał nas na wylot!

1. „Śmierć Ludwika XIV”, reż. Albert Serra

W kameralnej i rozpasanej jednocześnie „Śmierci Ludwika XIV” Serra czyni z umierania wyjątkowo piękne widowisko. Na plecach czujemy powiew historii; ledwo znosimy nudę, do której nie jesteśmy przyzwyczajeni, a która staje się namacalna jak nigdy dotąd. Nie chcemy króla ratować, nie zadajemy niepotrzebnych pytań – siedzimy z nim tylko i czekamy, aż zechce skinąć kapeluszem w naszą stronę. I jest to oczekiwanie obłędnie fascynujące.

Inne kategorie? Proszę bardzo! I one zasługują na odpowiednie potraktowanie:

Najgorszy film:

„Zabicie świętego jelenia” (reż. Yorgos Lanthimos)

Najgorszy polski film:

„Las, 4 rano” (reż. Jan Jakub Kolski)

Najbardziej przeceniony film roku:

„The Square” (reż. Ruben Östlund)

Najbardziej niedoceniony film roku:

„Najlepszy” (reż. Łukasz Palkowski)

Wielcy nieobecni (na ekranach kin i w rankingach najlepszych filmów):

„Bracia Lumière” (reż. Thiery Fremaux), „Serce z kamienia” (reż. Guðmundur Arnar Guðmundsson)

Największe rozczarowanie:

„American Honey” (reż. Andrea Arnold), „La La Land” (reż. Damien Chazelle)

Największe zaskoczenie (pozytywne!):

„Baby Driver” (reż. Edgar Wright)

Guilty pleasure 2017:

„Król rozrywki” (reż. Michael Gracey)

Inni raczej lubią, ja nie lubię:
„La La Land” (reż. Damien Chazelle), „W pionie” (reż. Alain Guiraudie), „Butterfly Kisses” (reż. Rafael Kapeliński), „Blade Runner 2049″, reż. Denis Villeneuve)

Ja lubię, inni raczej nie:
„Najlepszy” (reż. Łukasz Palkowski)

A dla filmu, który mnie obezwładnił i nie pozwolił o sobie zapomnieć:

Film, który zmienił moje życie:
„Nie jestem twoim murzynem” (reż. Raoul Pack)

See ya in 2018!

Powrót