Tylko Europa śni o wolności
Data: 15.11.2019
Albert Serra — Katalończyk z pochodzenia, a przy okazji nacjonalista(1) — o Europie mówi w sposób paranoiczny. Krytyczny wobec jej historii, wypowiada się o niej w duchu czysto europejskiego, libertyńskiego wolnomyślicielstwa. Z jednej strony upatruje w Starym Kontynencie kolebki radykalnej, przekraczającej granice sztuki (amerykańskich filmów, poza tymi zrobionymi przez Tarantino, nie ogląda), z drugiej zaś obnaża w swoich filmach zgrzybiałe fundamenty kultury i społeczeństwa. Ich obalenie jest w zasadzie niemożliwe — wszelkie próby wydają się perwersyjną, samonapędzającą się zabawą. Zabawa „w wolność”, tak chętnie (i długo!) przez Serrę obrazowana i sprzedawana jako spektakl „dziejący się na naszych oczach”, odwraca uwagę od kwestii zasadniczej: czy każdy może się tak „bawić”?
Przynieś kryształowy kielich!
„Liberté” to najnowsze dzieło Serry, którego dezynwoltura zyskała sobie sympatię europejskich krytyków już wcześniej. Jego dwa poprzednie filmy, „Historia mojej śmierci” (2013) i „Śmierć Ludwika” XIV (2016) z ostatnim łączy anegdotyczne podejście do szczególnego okresu w historii Europy, który w powszechnej świadomości kojarzy się z arystokracją i z wywodzącymi się z jej dziedzictwa światopoglądem i sposobem bycia. W efekcie, gdy wspominamy złote, nomen omen, czasy Króla Słońce czy nonszalancję Giacomo Casanovy, na myśl przychodzą nam obfite peruki, wielkie kryształowe kielichy, atłasy, lektyki i świece punktowo rozświetlające ciemność. Dokładnie te sensu stricto malownicze ikony Serra wyciąga z popularnej narracji o wieku XVIII, by zupełnie odrzeć je z kontekstu: z barokowego naddatku, politycznych niesnasek, filozoficznych nurtów i społecznych nastrojów. W samym środku ciemnego lasu, gdzie dzieje się akcja „Liberté”, zostaje jedynie przyjemność i to ona pozwoli wyjść poza „czyste kino” (jakie przed Serrą postulował Carl Theodor Dreyer lub Robert Bresson[2]) — ku refleksji na temat wolności.
„Nawoływanie się w ciemności nie przynosi światła”(3)
Tytuł „Liberté” odsyła zarówno do wolności, jak i do libertynizmu — jej wykoślawionej, monstrualnej wersji. Między wartością (wydawałoby się) uniwersalną a jej wcieleniem rozgrywa się film Serry, który opowiada o grupie arystokracji, podróżującej lektykami z dworu w sam środek lasu, by przez całą noc oddawać się seksualnym przyjemnościom. Gęsty las owiany jest ciszą, której nie chcą mącić także Szacowni Uczestnicy Orgii — po to udają się w głąb puszczy, by doświadczyć nieskrępowanych rozkoszy, ale i one rozgrywać się mają bezgłośnie. To przecież nie jest pornografia! Słychać więc każdy krok, pod stopami trzeszczącą ściółkę, dźwięk powietrza wprawionego w ruch szpicrutą, którą smagana jest jedna z dam. Towarzystwo rozmawia, a i owszem, ale raczej po cichu i ze znudzeniem. Wyprawa owocuje co prawda w wydarzenia emocjonujące, ale są one tylko chwilami wśród monotonii orgiastycznych wyczynów podczas długiej nocy. Pod koniec „upojnej” zabawy ubrania uczestników są zmięte, czasem podarte, oczy wydają się zmęczone, a na nie zsuwają się nadwyrężone peruki. Członki mężczyzn (wszystkie!) są jakby zwiędłe, z tej nudy, z tego znoju, już niezdolne do wykrzesania entuzjazmu.
Wolność w „Liberté” jest zużywana na próby osiągnięcia przyjemności, która nie następuje i która, należy dodać, nastąpić nie może. Skomplikowana mechanika libertyńskich orgii ma charakter wyłącznie intelektualny: panowie prześcigają się w wyobrażaniu sobie najróżniejszych łańcuchów zachowań seksualnych i opowiadaniu o nich bez końca długimi zdaniami. Gdy jednak przychodzi do realizacji marzeń, wszystko w oczach uczestników wydaje się mizerne. Arystokraci zblazowanym wzrokiem spoglądają na efekty swoich działań jak na powoli rosnącą trawę.
Gdy można robić wszystko, nic nie jest w stanie spełnić oczekiwań niezmierzonej wyobraźni. Zastąpienie moralności przez estetykę jest zanegowaniem granic, których właśnie przekraczanie jest ekscytujące. Gdy granice nie istnieją, nie ma mowy o rozkoszy. Paradoksalnie nałogowe korzystanie z wolności jest jednocześnie jej zaprzeczeniem.
„Liberté” to fantazja o życiu i sztuce bez granic — ekonomicznych, społecznych, genderowych. Jak mówi Serra: [To] film opowiadający o utopii seksualnego wyzwolenia, gdy różnice między ludźmi znikają: nie ma kobiet i mężczyzn, sług i panów, pięknych i brzydkich. O doskonałej, dziwnej, mrocznej utopii, braterstwie ciał(4). Utopia ta nie jest totalna — trzeba dopowiedzieć. To utopia dla bogaczy, której zepchnięci poza margines historii biedni tego świata nigdy nie wymyślą. Serra opowiada o libertynach bezpardonowo, ale w kluczu elitarnego arthouse’u. W jego świecie, na wzór jego filmowego gustu, nie ma miejsca na nic poza zamożną Europą.
Wolny strzelec
Albert Serra to reżyser-dandys: nie szuka poklasku, prawie nie współpracuje z zawodowymi aktorami, zwłaszcza z tymi popularnymi, nikomu nic nie każe, choć wymaga od innych, by „zademonstrowali swoją wolność”. O swojej pracy wypowiada się niemal z pogardą i marzy o byciu literatem, a jednocześnie głęboko odczuwa presję poprawności politycznej i sprostania oczekiwaniom kinowej widowni, którą w duchu europejskiego elitaryzmu dzieli na wielu idiotów i garstkę ludzi interesujących się „prawdziwą sztuką”. Nie interesują go filmy, ale boi się, bo następuje regres wolności w sztuce(5). Nie chce być w świetle reflektorów, ale przyjeżdża do Cannes; jest tylko artystą i aż artystą. Osobowością artystyczną Serry miotają te same sprzeczności, które organizują wątłą fabułę „Liberté” — to idealny przykład współczesnego libertyna, który marzy o równości i wolności, wciąż dzieląc świat na pół. Dalej jednak, jak twierdzi, „to tylko dobra zabawa”.
O czym mówimy, gdy mówimy o wolności
Pęknięcia i sprzeczności w „Liberté” nie wynikają jednak ani z fabularnej nielogiczności, ani z nonszalanckiego podejścia Alberta Serry do własnych dzieł i kina w ogóle. Są one zawarte w idei wolności, która dotyczy jednocześnie jednostki i społeczeństwa, wynika z natury i jest wymyślona przez kulturę, ma charakter szczególny i ogólny, a wszystkich tych wymiarów nie da się łatwo od siebie rozdzielić. Erich Fromm w słynnej „Ucieczce od wolności” zauważa skomplikowaną naturę szlachetnej liberté, która przez każdą klasę w każdym kraju jest rozumiana inaczej, wynika z innego biegu historii i na którą wpływa zbyt wiele czynników, by lekką ręką pisać o niej uniwersalne traktaty. Być może jedynym sposobem — sugeruje Serra — by coś w tej materii powiedzieć, jest „zabawa w sztukę, zabawa w kino, zabawa w wolność”. Na tę jednak pozwolić mogą sobie tylko nieliczni.
_____
Przypisy:
1. W sensie innym, niż wskazywałby na to polski kontekst. Serra to gorący wielbiciel rodzimej kultury i, jak twierdzi, jedyny jej reprezentant w świecie filmu. Inaczej niż wielu niezależnych reżyserów europejskich (na czele z Yorgosem Lanthimosem) nie jest kosmopolitą — nie szuka aprobaty tłumów, nie angażuje aktorów „na topie”, nie traktuje zdobytych nagród jako przepustki do „wielkiego świata”. Zob. Z. Furgał, Albert Serra: Inne filmy są za szybkie, https://papaya.rocks/pl/people/albert-serra-inne-filmy-sa-za-szybkie [dostęp: 27.08.2019 r.]
2. R. Syska, Filmowy neomodernizm, Kraków 2014, s. 511-514.
3. E. Fromm, Ucieczka od wolności, przeł. O. Ziemilska, A. Ziemilski, Warszawa 1978.
4. Z. Furgał, Albert Serra: Inne filmy są za szybkie, dz. cyt.
5. O wolności tworzenia i filmie Liberté opowiada Albert Serra, audycja w TOK FM, https://audycje.tokfm.pl/gosc/12181,Albert-Serra [dostęp: 1.09.2019 r.]