Kronika 7. edycji MFPF Regiofun
Prezentacja wydarzeń festiwalowych oraz rozmowy ze znakomitymi gośćmi, takimi jak: Antonio Coppola, Jan P. Matuszyński, Michał Pieńkowski, Marie-Hélène i Lawrance Lehérissey czy Grzegorz Zariczny.
Prezentacja wydarzeń festiwalowych oraz rozmowy ze znakomitymi gośćmi, takimi jak: Antonio Coppola, Jan P. Matuszyński, Michał Pieńkowski, Marie-Hélène i Lawrance Lehérissey czy Grzegorz Zariczny.
Jestem jedną z was. I będę pisać o tym, o czym zwykle rozmawiamy przy piwie, do czego zwykle tańczymy, co wspominamy. A ponieważ chłonę wszystko jak gąbeczka, nie umiem powiedzieć „nie”, łatwo daję się wciągnąć w manie społeczne i totalnie nie jestem z tych „wszyscy oglądają, to ja nie będę, a co!”, a raczej „mamo, ja też chcę, bo Paulina też ma, mamo kup mi!”, to uważam się za Próbkę Reprezentatywną. Konglomerat myśli, archiwum kultury spod znaku guilty pleasure, śmietnik wspomnień różnorakich.
Kinematografia i kultura audiowizualna traktuje gatunki filmowe i telewizyjne, których oś stanowią perypetie miłosne, jako bękarta, nad którym opieka wprawdzie jest nam nie w smak, ale który przynosić może wymierne korzyści w postaci swoistych alimentów – sporych zysków.
Tim Burton jest jednym z tych szczęśliwców, któremu udało się dotrzeć ze swoją charakterystyczną twórczością do szerokiej widowni multipleksów. Każdy jego film to wydarzenie, zwłaszcza kiedy występują w nim Johnny Depp i Helena Bonham Carter. Wyimaginowany przez reżysera bardzo creepy (nie znam lepszego, polskiego określenia) świat to prawdziwa maszyna do zarabiania pieniędzy – 17 pełnometrażowych filmów Burtona, w tym dwie animacje, zarobiły już dla wytwórni grube miliony dolarów. Z okazji niedawnej premiery jego ostatniego filmu pt. „Wielkie oczy” postanowiłam stworzyć ranking i ułożyć dzieła tego twórcy od filmu, moim zdaniem, najgorszego do najlepszego. Wyrażenie „moim zdaniem” jest kluczowe dla tego zestawienia. Jak wyglądałyby Wasze rankingi?
Ciało w tańcu wydaje się kwintesencją kina jako idei czystego ruchu w rozumieniu teoretyków z początku XX wieku. Nie chodzi tutaj przy tym o poruszanie się jako takie, ale o ekranowy ruch, który nie musi (a nawet nie powinien) być wzbogacony o słowo. Pina Bausch, choreografka i wielka nieobecna filmu „Pina” (2011) Wima Wendersa, w podobnym duchu zwykła mawiać, że „jeśli można o czymś opowiedzieć słowami, to po cóż do tego używać innych środków wyrazu”. Dostrzegała ona istotę ciała w tańcu jako tego, które przekazuje treść.