Gorzki buziak
Data: 04.08.2020
Nieznanego pochodzenia siły ściągają nas czasem przez ekran. Gdy zasiadałam po długim dniu pracy przed komputerem, żeby na tym samym komputerze obejrzeć drugą część „Kissing Booth”, przed oczami miałam tylko komediowy talent Joey King. Gdzieś na tyłach umysłu wciąż świerzbiła mnie rajska wizja młodzieńczego maczo o chłoptasiowej twarzy — fantazmat, który odrzuciłam już jakiś czas temu jako toksyczny, ale przyzwyczajeń z nastoletniości ot tak porzucić się nie da.
Gdybym napisała recenzję pierwszej odsłony „Kissing Booth”, nie musiałabym fatygować się recenzowaniem części drugiej, bo obie mają ten sam problem — a właściwie to reżyser Vince Marcello ma problem: z jakiegoś powodu bardzo nie lubi swojej bohaterki. Nie lubi jej do tego stopnia, że oprócz fabularnych kłód rzucanych Elle pod nogi serwuje jej srogie spojrzenie i sugeruje widzom (a chyba przede wszystkim widzkom), że powinni zrobić to samo, choć przewiny rozkładają się po równo po każdej ze stron. Jeśli ostatecznie odbieramy Elle jako fajną, niegłupią dziewuchę, to jest to tylko zasługa aktorskiego talentu.
Słowem przypomnienia: w części pierwszej Elle „wbrew zasadom” zakochała się w bracie swojego najlepszego przyjaciela. W części drugiej musi poradzić sobie w związku na odległość, mając świadomość, że na drodze udanego związku staje atrakcyjność Noah. Fałszywie to zbudowany konflikt — rozjeżdżające się z biegiem czasu światopoglądy, wyrywane z rodzinnego czasu, zawsze za krótkie chwile spędzane wspólnie podczas świąt i niedobór pieniędzy niszczą związki, nie sam fakt posiadania ładnej buźki — ale trzeba w niego uwierzyć, żeby obejrzeć film do końca.
Problem w tym, że zamiast lepiej zrozumieć tęsknotę Elle, jej wątpliwości odnośnie do związku (które mają swoje podstawy) i dylematy związane z wyborem studiów, Marcello wybiera oskarżenie ją o to, że śmie być młodą, zagubioną osobą. Oskarżających spojrzeń w stronę Elle jest zawsze o kilka za dużo, śmiech z jej niepowodzeń zawsze jest zbyt długi i bezczelny. To, że King potrafi wyjść z tego z twarzą wiemy już z pierwszej części: jej jowialna energia rozpiera każdą komediową scenę, jej subtelność wycisza zbyt wysokie tony scen dramatycznych. Nawet w momentach obscenicznych— gdy bezwstydne zachwyty Elle nad ciałem nowego ucznia niesie przypadkiem szkolny radiowęzeł — King potrafi przekonać do siebie. Cóż, przynajmniej przekonała mnie, że ze szkolnej kompromitacji można wyjść obronną ręką. Gdybym ja to wiedziała wcześniej.
Prawda jest jednak taka, że choć scenariusz jest przede wszystkim o Elle, to reżyseria kręci się wokół zanadto wyeksponowanych reakcji chłopaków. To trochę tak jak Noah Baumbach udawał, że kręci „Historię małżeńską”, a kręcił Adama Drivera w opałach. I jest to tym smutniejsze, że „Kissing Booth 2” to przecież film głównie dla nastoletnich dziewcząt, które miękko wejdą w tę narrację, obarczającą je czyimiś uczuciami i konsekwencjami czyichś działań.
P.S. Patrzcie, nawet na plakacie odwracają wzrok.
Ocena: 5/10