Małe szczęścia

Data: 19.01.2020

Lubię małe marzenia, bo ich spełnienie wydaje się w zasięgu ręki, a radość — nieodwlekana, nieprzypłacona wymagającą pracą — nagła i intensywna. W wieku nastoletnim i dziecięcym, gdy mało kto na serio bierze powiedzonka „ziarnko do ziarnka” i „bez pracy nie ma kołaczy”, niektóre „małe szczęścia” dostarczają Szczęścia Absolutnego, a ich brak oznacza często popadnięcie w Odchłań Rozpaczy (jak mawiała Ania, nie Andzia).

„Kolorowe pończochy” Janusza Nasfetera są o małych szczęściach, które w latach 50. były wszakże dla wielu młodych ludzi zwyczajnie niedostępne. Bilet do kina, dzień nad morzem, wycieczka na wieś albo czerwone pończochy — fantastyczne wizje na ich temat można snuć całymi wieczorami; do nich wszystkich można wzdychać, wszystkie trzeba pielęgnować i otulać myślami. Nasfeter, przenikliwy znawca młodzieńczych dusz, w „Kolorowych pończochach” przygląda się codziennemu życiu Matyldy i Jaźdzki.

Rozpoczyna od spojrzenia w stronę Matyldy, siedzącej w swoim skromnym, jasnym pokoju i opowiadającej: „To było już bardzo dawno, w ubiegłym roku. Byłam więc znacznie młodsza niż teraz — nie miałam jeszcze 16 lat. I dlatego pewnie tamto przeżycie wydawało mi się tak wielkie. To był koniec jesieni”.

Matylda o przeszłości mówi raczej z melancholią niż z nostalgią, bo wymarzone kolorowe pończochy przypominają jej o smutku. Krwistoczerwone, grube i solidne pończochy skupiają w sobie wszystkie nastoletnie marzenia: o zrozumieniu przez rodziców, o akceptacji, o byciu kimś ważnym, wreszcie o prawdziwej miłości. Ich brak nie jest brakiem kawałka materiału — jest brakiem młodzieńczych przeżyć, których Matylda zapewne nigdy nie doświadczy. Wszystkie wielkie chwile, przeżywane bardzo głęboko, gasną przecież wraz z dorastaniem, które było „tak bardzo dawno, w ubiegłym roku”, podczas ostatniej dziewczyńskiej jesieni.

Mała Jaźdźka też jest smutna: widać to w każdym jej spojrzeniu, które rozjaśnia się tylko na myśl o kapuście w babcinym ogródku i wracającym z pracy tacie. Jedno i drugie to wspomnienia, cała reszta to próba wytłumaczenia prostych rzeczy dzieciom, które prostych rzeczy czasem nie mogą zrozumieć. Co to za umazane zeszyty, te brudne palce? Czemu nic nie mówi? Może gdyby była starsza umiałaby się jakoś odgryźć. Może gdyby mama albo tato chwilę z nią porozmawiali, czułaby się lepiej? Może. Póki co zostają jej jednak tylko marzenia o jeszcze jednym dniu w ogródku, wśród kwiatów i kapusty.

Powrót