O.J.: Made in America, reż. Ezra Edelman

Data: 17.06.2018

Kinomani! Od jakiegoś czasu HBO GO jest dostępne bez konieczności zamawiania usług u któregoś z operatorów. Można też, zdaje się, skorzystać z darmowego miesiąca i wypróbować, czy oferta HBO Go Wam pasuje. Oprócz tego, że klasyki filmowej (nie tylko spod znaku #Buñuel, ale też #Argento) jest tam o niebo więcej niż na naszym polskim Netflixie, to jest tam też prawdziwa perła, która kilka miesięcy temu zmiotła mnie z nóg. To jeden z nielicznych seriali, który mnie totalnie porwał, a wręcz obezwładnił.

„O.J.: Made in America” to laureat Oscara za najlepszy pełnometrażowy film dokumentalny w 2017 roku. Kiedy tylko miałam okazję, napominałam o nim swoim znajomym, i to nie tylko kinofilom. Historia O.J. Simpsonalegendarnego sportowca, a potem znanego skądinąd aktora, który po niemal 30 latach kariery zostaje oskarżony o morderstwo—tylko z pozoru może wydać się kolejną opowiastką o wzlocie i upadku celebryty. W istocie jest ona bowiem czymś więcej: pisaną przez wielkie „H” Historią o wzlocie i upadku Stanów Zjednoczonych. Potężny, niemal 8-godzinny materiał zawiera obfitość tropów i cechuje się niezwykłym w dobie pobieżnych reportaży zniuansowaniem.

Początek zapowiada się niewinnie: oglądamy archiwalne nagrania z połowy lat 60., na których wypowiada się młody, przystojny futbolista—niespełna 20-letni Afroamerykanin Orenthal James Simpson. Chwilę później okaże się on objawieniem amerykańskiego sportu. Jego koledzy z drużyny wspominają pamiętne zagrywki, opowiadają o momentach przełomowych w karierze futbolisty, a w tym samym czasie na ekranie prezentuje się O.J., omijający z lekkością swoich przeciwników, pędzący na łeb na szyję na kraniec boiska. Towarzyszy nam ekscytacja i adrenalina, zdumienie i duch sportu. W lewym górnym rogu roku pojawia się data rozgrywek: 1967 rok. Już od dłuższego czasu czarnoskórzy walczą w USA o swoje prawa.

Gdy tylko data pojawia się na ekranie nie ma już odwrotu. To historia o człowieku zrodzonym przez XX-wieczną Amerykę.

Ezra Edelman po kolei wypełnia kontury wszystkimi odcieniami szarości. Dekonstruuje mity (których USA zbudowały co nie miara), ujawnia XX-wieczną sieć relacji społecznych, demaskuje upodobanie Amerykanów do sławy i blichtru oraz ślepą wiarę w media. Obserwujemy kapitalizm w rozwicie i w pokracznej fazie jego rozkładu. Papierkiem lakmusowym tych zmian i katalizatorem narodowych kompleksów staje się (często wbrew swojej woli) O.J. Simpson. W tym samym czasie, kiedy Martin Luther King zostaje zabity za działalność na rzecz równości ras, czarnoskóry sportowiec jest uwielbiany przez tłumy. Nie bez powodu: O.J. konsekwentnie wyłącza siebie z afroamerykańskiej społeczności, by ostatecznie stać się „człowiekiem bez koloru”. Aż do wydarzeń roku 1994, gdy Simpson stał się niemal ikoną walki czarnoskórych z wciąż opresyjną wobec nich Ameryką. To te wydarzenia stanowią centrum „O.J.: Made in America”.

Z tego amerykańskiego snu trudno jest się wybudzić. Więcej—trudno będzie znów zasnąć i śnić o Ameryce Franka Capry. Tylko czy taka Ameryka w ogóle kiedyś istniała?

Powrót