Perspektywa dziecka – rozmowa z Martą Nieradkiewicz

Data: 02.08.2016

O dziecięcym spojrzeniu na lata 90., cielesności swojej bohaterki i wszystkich obliczach miłości z Martą Nieradkiewicz rozmawia Patrycja Mucha.

Patrycja Mucha: „Zjednoczone stany miłości” to kolejny film Tomasza Wasilewskiego, przy którym Pani pracowała. Co sprawiło, że kolejny raz zagrała Pani u tego reżysera?

Marta Nieradkiewicz: Pierwszy raz współpracowaliśmy przy realizacji filmu „W sypialni”, gdzie byłam asystentką Tomka i drugim reżyserem, ale przyjaźnimy się od bardzo wielu lat i zawsze marzyliśmy o tym, żeby robić filmy. Mamy też wspólny gust, dobrze się dogadujemy w pracy, interesują nas podobne rzeczy. Lubię również wrażliwość Tomka, która jest wyjątkowa – on jest niezwykle empatyczny i ma bardzo specyficzne, tajemnicze połączenie z kobietami. Ma do nich szczególny dostęp – odczuwa i portretuje je w niezwykły sposób.

Jak wygląda współpraca pomiędzy Tomaszem Wasilewskim a aktorkami? Daje dużo wskazówek czy raczej pozostawia swobodę?

Mamy dużo prób przed zdjęciami i długo pracujemy nad postaciami i ich relacjami, ale też nad samymi scenami. Kiedy wchodzimy na plan, jesteśmy wszyscy gotowi na to, co ma się zdarzyć, choć często wprowadzamy zmiany w zależności od warunków, jakie panują na planie, związanych ze scenografią czy okolicznościami, w których się znajdujemy. Jeśli komuś wpada do głowy pomysł, to oczywiście od razu o tym rozmawiamy – bo z Tomkiem jest tak, że praca nad filmem to wieczna rozmowa. I to jest świetne, choć oczywiście on ma ostatnie zdanie. Jednak zazwyczaj razem do czegoś dochodzimy, wspólnie się na coś umawiamy i to jest największy plus tej współpracy.

„Zjednoczone stany miłości” to bardzo szczególny portret lat 90. – portret autorstwa Tomasza Wasilewskiego. Jak wyglądałaby Pani filmowa wizja lat 90.?

Myślę, że byłaby to wizja z perspektywy dziecka, bo w latach 90. miałam około 7 lat i patrzyłam na ten okres oczami dziecka, które widzi wszystko na poziomie barku z meblościanki. Chociaż zadzierałam też głowę i widziałam pięćdziesiąt dezodorantów Fa przywiezionych przez ojca na handel. Moje lata 90. to czas beztroski, więc musiałabym chyba zrobić film dla dzieci.

W latach 90. powstawało wiele filmów i seriali dla dzieci.

Szkoda, że teraz się tego nie robi, chociaż wierzę, że przyjdzie zmiana – zresztą w teatrze wraca się do bajek i zaczyna to być ważny obszar twórczości scenicznej.

Bardzo istotnym elementem „Zjednoczonych stanów miłości” jest cielesność bohaterek – każda z nich inaczej obchodzi się z własną fizycznością. Iza i Agata są przykurczone i wsobne, Marzena – Pani bohaterka – jest bardziej ekspresyjna. Jak pracuje się z ciałem przy kreowaniu takiej postaci?

Kiedy zabieraliśmy się do realizacji filmu, zdawałam sobie sprawę, że będę musiała popracować nad swoim ciałem. Nie jestem gruba, ale bohaterka zajmuje się aerobikiem i musiało to wyglądać wiarygodnie. Musiałam się też zbliżyć do tej dziewczyny. Ta otwartość, naiwność i miłość do świata, którą ma w sobie Marzena, to podejście dziecka. Myślę, że jej wysportowane i zdrowe ciało, które jest w kontakcie z życiem, zupełnie inaczej oddycha i broni ją przed bardzo głębokimi emocjami, które ukrywa przed wszystkimi. Ciało pomaga jej nie wydobywać uczuć na zewnątrz, a ćwiczenia są po to, by uciec przed świadomością samotności. Marzena jest jedyną bohaterką, której nie widzimy samej. Buduje sobie fortecę w obronie przed samą sobą. To byłoby ciekawe – zobaczyć jak wygląda Marzena sama w domu na kanapie.

Woli Pani odgrywać tak skryte postaci jak Marzena, czy tak ekspresyjne jak Mania, bohaterka „Kampera”?

Z Manią to była zupełnie inna przygoda i bardzo się cieszę, że trafiło mi się coś takiego, bo do tej pory nie robiłam podobnych rzeczy w kinie. To była świetna zabawa, ale nie tylko. Jeden i drugi typ jest interesujący, ale to zależy, z kim się pracuje i jak się o tym myśli.

Pokusi się Pani o interpretację tytułu „Zjednoczone stany miłości”?

To piękny tytuł. Jest w nim wszystko, ale jest też ograniczony. Miłość jest takim słowem, które ma bardzo wiele znaczeń i mieści w sobie wiele emocji. Wszystkie stany miłości to wszystkie jej oblicza. Miłość jest jedna, ale przejawia się w wielu uczuciach, także tych złych, jak zazdrość, i wszystkie one składają się na definicję tego stanu. To słowo jest niesamowicie pojemne.

Wywiad przeprowadzony dla Głosu Dwubrzeża.

Powrót