Opowiedz mi banał
Paul Thomas Anderson ma tupet: w czasach lewicowego przepisywania historii (często słusznego!), filmów wyraźnie politycznych na każdym szczeblu (od castingu, przez temat, po promocję) i filmowców-aktywistów, on robi film o miłości. I nawet obiekt jego westchnień jest niemodny: zamiast przywdziać w nostalgię lata 80. lub 90. wraca do poprzedniego totemu kina – dekady Nixona, Abby, narkotykowego haju i miejskiego rozkładu.